Rozbite
odłamki szkła walały się po podłodze, mieszając się z gruzem.
Patrzyłam na nie. Widziałam moje oczy – tylko i wyłącznie moje
oczy. Schyliłam się po jeden z kawałków. Ostry kant przeciął
moją skórę. Krew kapała na drugi fragment lustra. Ciecz rozprysła
się i zasłoniła całą powierzchnię. Zignorowałam to.
Dopatrywałam się w część lustra trzymaną przeze mnie w
dłoniach. Obraz nie zmienił się. Rzuciłam go i kopnęłam.
Podjechał pod ścianę i tam już został. Podeszłam do ramy
zwierciadła Ain Eingarp. Dotknęłam jej. Mimo tego, że wyglądała
na masywną, była delikatna jak aksamit. Zabrałam swoje palce
jednym gwałtownym ruchem. Światło księżyca wpadało nieśmiało
przez okiennicę. Powinnam była walczyć, ale nie mogłam. Chciałam
ujrzeć moje pragnienia. Jednak odbicie samo sobie zaprzeczało. Nie
jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Może jego moc
została uszkodzona na zawsze? Żałowałam, ale wyszłam.
Wyciągnęłam różdżkę. Zmierzyłam do Rona i Harry’ego
czekających na mnie.
Wszyscy
myśleli, że wygramy i nie poniesiemy żadnych strat. Ja czułam
inaczej, ale nie odzywałam się. Siadłam w kącie. Ginny dołączyła
się do mnie. Czułam jej wzrok na sobie. Nie odwróciłam się nawet
do niej, z nadzieją, że mnie zignoruje. Ta mnie tylko objęła.
Moją piersią wstrząsnął szloch. Mimo wielu prób, nie mogłam
się powstrzymać. Z każdą chwilą, przyciskałam Ginny bliżej
siebie. Harry za moment miał iść na spotkanie z Czarnym Panem. Nie
chodziło o to, że w niego nie wierzyłam. Bałam się o to, że nie
przeżyje.
Nie
pamiętałam już kiedy Hagrid przyniósł martwe ciało mojego
przyjaciela. Kochałam go jak brata. Patrząc na to z perspektywy
czasu, byłam złą przyjaciółką. Mogłam go chociaż spróbować
powstrzymać.
Nie
zrobiłam tego.
Może
posłuchałby mnie.
Teraz
musi cierpieć za to cały magiczny jak i mugolski świat.
Zostałam
sama.